Jesteśmy już na ostatniej prostej pracowitego roku szkolnego 2014/15, na mecie czeka wakacyjna pogoda i zasłużony wypoczynek. Jeśli nie macie jeszcze planów na lato,  polecamy wam Trójmiasto, które odwiedziliśmy dokładnie w tym czasie, gdy maturzyści w całej Polsce  przeżywali katusze egzaminu dojrzałości.

            Dn. 4 maja pomimo wczesnej pory, udało nam się wstać na czas. Czekając na autobus zmokliśmy, no cóż, nie był to idealny początek wycieczki. Szczerze? To nikt z nas nie był pozytywnie nastawiony do programu pt.: Zwiedzamy, zwiedzamy, zwiedzamy.  W Gdańsku Oliwie wysłuchaliśmy Koncertu Organowego i pospacerowaliśmy po Ogrodzie Botanicznym, później było zdecydowanie gorzej, bo wchodząc na Pachołek-punkt widokowy, czuliśmy się, jakbyśmy zdobywali Mount Everest. Nie każdy z nas dotarł na samą górę, (wiadomo – zadyszka i takie tam…) jednak na szczycie przyznaliśmy, że niesamowity widok zapiera dech w piersiach. Na Sopockim Molo  wygrzaliśmy się w wiosennym słońcu.

Po tak męczącym dniu z ulgą odpoczywaliśmy  w naszym jantarskim pensjonacie, gdzie po kolacji spora część grupy z panią Majchrowicz na czele  próbowała wygrać w piłkarzyki  z Kamilem Wojtkowiakiem. Gdy położyliśmy się spać, jakiś niespokojnych duch wpraszał się do nas, ale nikomu nie chciało się otworzyć mu drzwi – lenistwo czasem wygrywa ze szlachetnością. Ważne, że poszedł i nie wracał.

Rano za to karma wróciła do nas w postaci wszechobecnego zimna. Po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę. Sopot, Gdynia, Gdańsk – bardzo piękne miasta, to ostatnie w szczególności , ale po wielu godzinach zwiedzania dopadł nas głód – musieliśmy coś zjeść. Ryba na starej łajbie była przepyszna J Pojedlim, popilim i ruszylim w dalszą drogę. Następnie pojechaliśmy na Wessterplatte zobaczyć pomnik Obrońców Pomorza. Nie obyło się bez przygód - zakręcona grupka  “zgubiła” się przy pierwszych napotkanych ruinach. Nie

dnia poprzedniego, nadal prowadzono udało się dogonić reszty. Niezależnych podróżników i niezwykły  pomnik dzieliła wielka łąka z duża ilością mężczyznami w czerni – był do sygnał do odwrotu. Uciekliśmy na plażę, oczywiście uprzednio pytając p. Połeć o zgodę.

            Wieczorem po kolacji rozpoczęły się kolejne walki na tle piłkarzykowym, sabotaż nic nie dał, a Kaszana nadal był mistrzem świata. Tej nocy nikt nas nie zaczepiał, jednak w pokojach zrobiło się trochę ciaśniej. Skutki emigracji? Rano ładnie posprzątaliśmy i uciekliśmy do autobusu. Wracając do domu, mieliśmy świadomość  spędzenia dnia w Szymbarku – znowu zaczęły się narzekania, ja zainaugurowałam i już później wszyscy  narzekali jak jeden mąż. Ale na miejscu zostaliśmy miło zaskoczeni, bo okazało się, że jest tam świetnie. Po wielu godzinach wyboistej trasy, dotarliśmy pod szkołę i pożegnaliśmy się. Ogólnie to byliśmy grzeczni i kochani, bezproblemowi ludzie. Nasze ukochane wychowawczynie mogą za nas poręczyć. A jeśli ciekawi was co zwiedziliśmy,  to  zapraszam również do obejrzenia tego, co nie zostało opisane.                                           

 

 

                                                                       Iza Janicka kl.II LO