Podróż pociągiem do Karpacza była dość długa, ale my się nie nudziliśmy. Prawdziwe wyzwanie czekało na nas w Karpaczu – obładowani plecakami, bez wcześniejszego treningu, rozpoczęliśmy długą i mozolną wspinaczkę do schroniska Samotnia, w którym mieliśmy nocować. Już po 300 metrach wędrówki bardzo stromą uliczką Karpacza zaczęliśmy modlić się o wypoczynek. Pan Bóg nas wysłuchał – na naszej drodze pojawiła się Świątynia Wang, którą zwiedziliśmy, a przy okazji udało nam się zaczerpnąć tchu. Dalsza wędrówka nauczyła nas umiejętnego rozkładania sił, były też okazje do okazania pomocy koleżeńsakiej. Schronisko Samotnia, położone malowniczo w Kotle Małego Stawu, podbiło nasze serca od wejścia. Noclegi w kilkuosobowych pokojach i nocne rozmowy bardzo nas zjednoczyły - aż żal było zasnąć. Ale cóż, każdego następnego dnia czekały nas inne wyzwania.
Drugiego dnia, po krótkim szkoleniu z panem przewodnikiem, ruszyliśmy na Śnieżkę. Ranek, po nocnym przymrozku, był bardzo rześki a widoki wręcz zapierały dech w piersiach. Okazało się, że nie doceniliśmy potęgi gór i nasze ubrania okazały się zbyt cienkie na takie temperatury. Rozgrzewać musiał nas dobry humor i ostry marsz. A było stromo i wysoko, niejeden z nas dostał zadyszki, ale w końcu dotarliśmy na szczyt. Tutaj również widoki były czarujące. Mimo zimna sesja zdjęciowa przy tarasie widokowym trwała długo. A zaraz potem udaliśmy się do schroniska „Na Śnieżce” na gorącą herbatkę (niektórzy zamówili lody). Podczas zejścia na moment zeszliśmy ze szlaku, aby przy tablicach pamiątkowych oddać hołd wszystkim przewodnikom, którzy zginęli w górach.
W drodze powrotnej zaliczyliśmy jeszcze jedno schronisko u podnóża Śnieżki – Dom Śląski. Wracaliśmy inną trasą, która częściowo biegła wzdłuż granicy czeskiej. Po drodze odwiedziliśmy czeskie schronisko Lucni Bouda. Po dłuższych zmaganiach z kelnerami i naszym językiem angielskim udało nam się zamówić gorącą czekoladę ( „10 hot chocolate please.”).
Następnego dnia czekała nas długa trasa do Słoneczników, a potem do schroniska Odrodzenie. Tego dnia było bardzo słonecznie, wszyscy mieliśmy świetne humory i droga mijała nam szybko. W schronisku Odrodzenie mieliśmy długi, zasłużony postój i zjedliśmy pyszny obiad. Wracaliśmy zielonym szlakiem, podziwiając górskie potoki i delektując się źródlaną wodą.
Po powrocie do Samotni myśleliśmy, że nikt tego wieczoru nie będzie miał sił na nocne harce, ale (mimo pęcherzy na piętach) było zupełnie inaczej.
Czwarty dzień to niestety pożegnanie z naszym świetnym przewodnikiem, zejście szlakiem do Karpacza i długa podróż do domu (niech żyje PKP).
Wycieczka była super, szkoda, że nie możemy jej powtórzyć.
Maturzyści
