DZIEŃ PIERWSZY
Naszą wędrówkę po Górach Sowich rozpoczęliśmy w sobotę 11 maja w punkcie startu we wsi Ludwikowice Kłodzkie. Po drodze mijaliśmy wiadukty kolejowe, ruiny elektrowni przy dawnej kopalni „Wacław” oraz pomnik niemieckich górników, którzy zginęli w katastrofie górniczej. I choć aura wyjątkowo nam nie sprzyjała, kolejne kilometry zaplanowanej trasy umykały spod stóp bardzo szybko. Nasz szlakowy Szymon prowadził grupę, bezbłędnie czytając mapę. W szczytowych partiach Wielkiej Sowy –najwyższego szczytu Gór Sowich w Sudetach Środkowych 1015 m n.p.m. przyszło nam wędrować w chmurze zażywając kąpieli deszczowo-błotnych. I choć ze względów pogodowych przejrzystość powietrza uniemożliwiała zachwycanie się górskimi plenerami, nikogo nie opuszczał dobry humor. Prym w rozbawianiu wiódł Bartek, który każdą okazję wykorzystywał na dowcipkowanie. Po sześciogodzinnym marszu przemoczeni do suchej nitki dotarliśmy do punktu noclegowego w Schronisku „Orzeł”. Suty, ciepły posiłek pokrzepił nasze nadwątlone siły. Zmęczeni udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.
DZIEŃ DRUGI
Z lekkimi zakwasami wstaliśmy bardzo wcześnie i po samodzielnie przygotowanym posiłku, około godziny dziewiątej wyruszyliśmy na kolejną wędrówkę. I znowu w deszczu i znowu pod górę przebiegał początkowy fragment drogi, biegnący tym razem przez drugie wzniesienie -Małą Sowę 972 m n.p.m. Około godziny trzynastej dotarliśmy do Podziemnego Miasta Osówka - ostatniej, głównej i zarazem najbardziej rozbudowanej (choć nie ukończonej) kwatery Adolfa Hitlera na Dolnym Śląsku. Po godzinnym zwiedzaniu ogromnego systemu betonowych korytarzy, umocnień i hal przyszedł czas na pożegnanie się z Górami Sowimi. We wsi Głuszyca Górna wsiedliśmy w pociąg wiozący nas do Wałbrzycha Głównego, gdzie przesiedliśmy się w inny, którym dotarliśmy do Poznania. Ostatnim połączeniem wróciliśmy na Letnisko.
Renata Szpindor i Paweł Kalota
